Czy są starsze Volkswageny Transportery niż nasz bohater? Są, dokładnie dwa. Przed Wami trzeci najstarszy znany T1. Wpadł akurat do Polski, bo jego właściciel postanowił przejechać w poprzek Europę swoim 72-letnim wozem.

 

 

 

Jednak ten Volkswagen Transporter nie przestał swojego życia w muzeum czy ciepłym i suchym garażu. Większość z niego przestał zupełnie gdzie indziej.

 

 

Strömsund leży w szwedzkim nigdzie. Jeśli nazwa miejscowości nic wam nie mówi, podpowiem, że to około 100 km na północ od Östersund. W Strömsund mieszkają niecałe cztery tysiące osób. Dominuje niska zabudowa, domy poza centrum są luźno porozrzucane na nieogrodzonych posesjach.

 

 

Miasteczko leży nad przewężeniem jeziora Ströms Vattudal, które ma kształt podobny do naszego Jezioraka. Patrząc na mapę od razu wiemy, że obydwa jeziora uformowały miliony lat temu te same zlodowacenia. Ale co najważniejsze – Strömsund i jezioro otaczają lasy.

 

 

Przesieka w lesie była duża, wyglądała jak polana. Na starych zdjęciach nie widać tego dobrze. W tle poszarpana linia lasu, a wokół pnie samotnych drzew. O jedno z nich zapierało się tyłem podłużne pudło nadwozia VW Kleinbusa, czyli Bullika, które jest głównym motywem zdjęć. Z auta pozostało niewiele, właściwie sama buda, chociaż, co może być mylące, rdzy zbyt wiele nie widać.

 

 

Drzwi kierowcy i pasażera smutno zwisały po bokach, choć tu i ówdzie zachowały się oryginalne szyby w oknach. Nawet oko nie zaznajomione z Bullikami od razu mogło zauważyć, że mamy do czynienia z nietypowym (czytaj: wczesnym) egzemplarzem: małe okrągłe tylne lampy, a właściwie jedynie otwory po nich w tylnej ścianie.

 

 

Rzadki wóz z lat 50. porzucony w skandynawskim lesie do dzisiaj nie jest niczym dziwnym. Nie wspominam nawet o (chociaż właśnie wspominam) takich znanych miejscówkach jak znajdujące się w Ryd w południowej Szwecji Kyrkö mosse albo nieistniejące już chyba zapomniane złomowisko w Töcksfors przy granicy z Norwegią. W Szwecji wciąż można spotkać malownicze wraki porzucone kilka dekad temu w lasach. Działo się to w czasach, kiedy niepotrzebne auta wywalało się do lasu. Zamknięte grupy na fejsie pękają od tego typu pobudzających wyobraźnię zdjęć.

 

 

Las w okolicach Strömsund był jednym z takich miejsc. Tam nie niepokojony przez nikogo przez kilka dekad gnił sobie Volkswagen Transporter, rocznik 1950. Wóz znalazł lokalny specjalista od starych Volkswagenów i zarazem policjant Björn Svanberg, który na swym koncie ma wiele wyśledzonych (w końcu jest gliną!) i odrestaurowanych aut.

Ponieważ świat „ludzi od T1” jest mały, obecny właściciel wozu, Dr. Richard Haussmann dowiedział się o znalezisku Björna Svanberga i kupił samochód prosto z jego stodoły.

 

 

Przy okazji renowacji należało podejmować różne decyzje rzutujące na gotowe auto. Po tym jak wóz trafił do Szwecji, lokalny dealer przeniósł boczne drzwi z prawej strony na lewą, bo w tamtych czasach w Szwecji obowiązywał ruch lewostronny. Prawostronny wprowadzono w 1967 roku. Właściciel postanowił o przywróceniu fabrycznej specyfikacji, czyli zamontowaniu ich z powrotem po prawej stronie auta.

 

 

Volkswagen Transporter trafił do warsztatu Marka Spicera, któremu udało się odzyskać wewnętrzne panele z zachowaniem oryginalnego materiału. Wymagało to nie lada umiejętności i precyzji, bo były pokryte kilkoma warstwami farby i pogniłe tu i ówdzie. Teraz oczy cieszy perfekcyjnie odrestaurowany wóz. Niezwykłe jest to co zachwyca w tym T1 – asceza. Charakterystyczne dla wczesnych Transporterów olbrzymie logo VW z tyłu i brak przeszklenia tylnej części. Auto wygląda trochę jak z komiksu, a raczej ze snów Ferdynanda Porsche i Hansa Ledwinki o dostawczaku przyszłości.

 

 

Silnik przeszedł remont w Okrasa Motor Works w Anaheim w Los Angeles. Z kolei skrzynia biegów i zawieszenie są dziełem Marcela Tode z Getriebeservice Junker.

 

 

Właściciel auta Richard Hausmann ma pewność, że jego auto to trzeci znany najstarszy Volkswagen Transporter na świecie. Potwierdza to certyfikat wydany przez producenta 14 marca 2017 roku. Auto o numerze 20-005 442 zostało wyprodukowane 1 listopada 1950 roku, a fabrykę opuściło 9 listopada tego samego roku. Zbudowano je z silnikiem o pojemności 1.2 o mocy 25 KM.

 

 

Trzeci najstarszy znany T1 został sfotografowany w nowej części warsztatu WW2VW. Jak tam trafił? Dr. Richard Haussmann całkiem słusznie uważa, że samochody są do jeżdżenia. Wsiadł więc w Bullika i ruszył na kołach z niemieckiego Erlangen do Finlandii. Trasa wiodła przez Polskę i kraje bałtyckie.

 

 

Niestety kawałek za Wrocławiem silnik zaczął się podejrzanie grzać. Richard zadzwonił więc do Jacka Krajewskiego z WW2VW, u którego restaurował już wcześniej KdF-y. Jacek zorganizował transport do swojego warsztatu i zaopiekował się T1 dokonując naprawy silnika.

 

 

Sam Richard Haussmann jest ciekawą postacią, zadeklarowanym garbusiarzem. W swojej kolekcji ma 14 splitów, czyli garbusów z lat 1943-1952 i pięć busów barndoor z lat 1950-1955. Ma też pięć garbusów KdF. Pięć spośród zachowanych 60 egzemplarzy. Dwa z nich restaurował już Jacek Krajewski w swojej firmie WW2VW.

 

 

Te najstarsze auta zaczął zbierać w 2000 roku, ale garbusiarzem jest przez całe życie. Zaczęło się – nie inaczej – w dzieciństwie. Mały Richard jadał z talerza ozdobionego rysunkiem garbusa. Notabene, talerz ma do dzisiaj. W 1978 roku kupił pierwszego garbusa z 1966 roku, potem – z 1973 roku. Jednak zafascynowały go starsze egzemplarze.

 

 

Nabył więc ragtopa z 1957 roku. Tym autem pojechał do ślubu w 1985 roku, sprzedał je w 1999 roku. Jednak już w 2000 roku kupił pierwszego splita, a potem już było tylko gorzej…

 

Fotografie: Rafał Andrzejewski

 

 

 

 

 

 

 

Poprzedni artykułEmocje kontra pragmatyzm
Następny artykułZlot Syren i Warszaw w Stalowej Woli