Kanał Elbląski jest miejscem, w którym przyroda łączy się z techniką, statki pływają po trawie, a dziesiątki ton są poruszane bez ani jednego silnika. I to wszystko zaledwie kilkanaście kilometrów od szosy Warszawa – Gdańsk.

 

Po raz pierwszy Kanał Elbląski miałem okazję zobaczyć ponad ćwierć wieku temu. Jego elementy widziałem już podróżując po Warmii i Mazurach z rodzicami wcześniej, ale wtedy ojciec obiecał zabrać mnie do Buczyńca – miejsca gdzie statki pływają po trawie. Dla dziesięciolatka była to abstrakcja. Tak jakby szanowny rodziciel za dużo naczytał się Sonetów krymskich Adama Mickiewicza. Okazało się to jednak najprawdziwszą prawdą. W tym roku pochylnię w Buczyńcu odwiedziłem jeszcze raz – tym razem z własnymi dziećmi. Na miejscu okazało się, że wiele się tam zmieniło.

 

 

Potrzeba chwili

Kanał Elbląski to unikatowe na skale światową przedsięwzięcie, wielka unia sił przyrody i techniki, które działa i pracuje niemal nieprzerwanie od ponad 150 lat. Powstał z dość przyziemnych pobudek. Właściciele majątków w Prusach Wschodnich mieli problem ze zbytem swoich produktów. Chodziło o płody rolne oraz znaną na świecie Sosnę Taborską – drzewa które idealnie nadawały się na maszty żaglowców. Region ten nie miał utwardzonych dróg, kolej żelazna była dopiero w planach. Towary spławiano więc Drwęcą z Ostródy na południowy zachód do Torunia, a potem z powrotem na północ do Gdańska. Trwało to bardzo długo, poza tym Drwęca coraz częściej stawała się nieżeglowna. Dlatego zaczęto szukać krótszej drogi do morza, przez Elbląg.

 

 

Tak blisko, a tak daleko

Zadanie wytyczenia szlaku z Ostródy do Elbląga król Prus Fryderyk Wilhelm IV powierzył młodemu inżynierowi Georgowi Jacobowi Steenke. Prusak postanowił wykorzystać istniejące jeziora (które jak ciągną się w większości na osi północ – południe) oraz połączyć je kanałami. Problem polegał jednak na tym, że jezioro Druzno koło Elbląga będące częścią Zalewu Wiślanego leży prawie sto metrów poniżej jeziora Drwęckiego. Odległość miedzy nimi w linii prostej wynosi zaledwie pięćdziesiąt kilometrów. Jednak największy spadek przypada na odcinku zaledwie dziesięciu. Początkowo, Steenke planował zniwelować poziom za pomocą systemu śluz. Aby to osiągnąć, trzeba byłoby ich zbudować ok trzydziestu, na wspomnianym wcześniej dziesięciokilometrowym odcinku. Pomijając już problemy budowlano-inżynierskie – takie urządzenia spowodowałyby duże zużycie wody oraz wydłużałyby czas podróży.

 

 

Z ziemi amerykańskiej do pruskiej

Pruski inżynier wybrał się w podróż po Europie w poszukiwaniu pomysłów które mogłyby usprawnić przeprawę miedzy Ostródą, a Elblągiem. Nie znalazłszy ich popłynął dalej, do Stanów Zjednoczonych. Tam zobaczył to, czego szukał: świeżo otwarty Kanał Morris w New Jersey. W USA z różnicą poziomów poradzono sobie za pomocą pochylni, po których przetaczano specjalne wózki wiozące statki i barki pomiędzy akwenami. Paradoksalnie pomysł okazał się genialny w swej prostocie. Steenke po powrocie do Prus dopracował go wprowadzając pewne zmiany i zaprezentował zleceniodawcy.

 

 

28 października 1844 sam Steenke w Miłomłynie wbił w ziemię pierwszą łopatę inaugurując budowę kanału. Tutaj też znajduje się początek kanału – od śluzy w Miłomłynie liczy się kilometraż w kierunku Elbląga i dalej Zalewu Wiślanego, przez Jeziorak do Iławy oraz do Ostródy wraz z odnogą do jeziora Szeląg. Pierwszy statek przepłynął między Ostródą a Miłomłynem 16 lat później. Całość kanału do Elbląga ukończono oficjalnie w 1881 roku.

Nie tylko pochylnie

Poza wykopanym kanałem wielkie wrażenie robią budowle hydrotechniczne w postaci śluz oraz słynnych pochylni. Aby jednak ograniczyć ich ilość, w jeziorach miedzy Buczyńcem a Miłomłynem wyrównano poziom wody do Jezioraka. Spowodowało to obniżenie lustra wody na niektórych jeziorach nawet o pięć metrów. Jezioro Karnickie z kolei przedzielono dwoma groblami, między którymi puszczono położony wyżej kanał. Obie części jeziora łączy akwedukt którym górą biegnie kanał, a dołem wody jeziora.

 

 

„Siły natury w służbie człowieka”

Wybudowano cztery śluzy, z których ta o największej różnicy poziomów znajduje się we wspomnianym Miłomłynie (2,8 metra). Od Buczyńca w kierunku północnym powstało pięć pochylni, dzięki którym jednostki pływające pokonują wysokość niemal stu metrów na dystansie niespełna dziesięciu kilometrów. Pochylnia to coś w rodzaju kolei linowo-terenowej. Pomiędzy położonymi na różnej wysokości akwenami przeciągane są po szynach wózki. Kończą one swój bieg zanurzone w wodzie, dzięki czemu statki są w stanie bez problemu nań wpłynąć i wypłynąć. Transport wózków odbywa się za pomocą lin przewleczonych przez olbrzymie koła. Sercem każdej pochylnie jest maszynownia. Nie znajdziecie tam jednak ani maszyny parowej czy silnika elektrycznego. Za ruch na pochylni odpowiada to, czego wokół jest pod dostatkiem: woda.

 

Koła, liny, turbiny

Woda spływająca z położonego wyżej kanału została poprowadzona specjalnym korytem i może napędzać olbrzymie koło młyńskie. To z kolei za pomocą przekładni porusza bębnem, na który nawinięta jest lina ciągająca dwa wózki. Gdy jeden podróżuje w górę, drugi jedzie na dół. Odwrócenie biegu bębna za pomocą bliźniaczych kół zębatych powoduje ruch w przeciwną stronę. Sygnalizacja gotowości do pracy za pomocą gongów i dzwonków na linach również jest prowadzona bez choćby jednego ampera prądu. Jedynym wyjątkiem jest oddana najpóźniej pochylnia Całuny. Tam zamiast koła wodnego nasiębiernego, maszynownię napędza turbina Francisa – oczywiście zasilana wodą. Widok wirujących kół zębatych poruszanych „darmową” energią i z mozołem wciągających nawet 50-tonowe statki zapiera dech w piersiach każdego miłośnika techniki i nie tylko.

 

 

Statkiem, żaglówką, kajakiem, samochodem

Na początku napisałem, że Kanał Elbląski można zwiedzać na wiele sposobów. Po pierwsze można wybrać się w rejs statkiem Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej. Kiedyś pływały po całej trasie – od Ostródy do Elbląga. Obecnie można wybrać kilka krótszych tras, przy czym rejs z Buczyńca do Elbląga lub na odwrót (z wizytą na wszystkich pięciu pochylniach) można zakończyć podwózką autobusem na miejsce startu. Kanał Elbląski to również raj dla kajakarzy, motorowodniaków i żeglarzy – choć w tym ostatnim przypadku głównie będzie to „pagajowanie” lub „jazda na silniku” ze złożonym masztem. Każdą śluzę i pochylnię można pokonać za niewielką opłatą. Nas najbardziej interesuje jednak turystyka samochodowa.

 

 

Po drodze

Wszystkie najciekawsze punkty tego cudu techniki położone są w pobliżu Drogi Krajowej nr 7 Warszawa–Gdańsk. Wystarczy odbić kawałek w bok, np. podczas wyprawy nad morze. Zjeżdżając w Ostródzie na DK16 możemy zajrzeć na przystań Żeglugi i wybrać się w krótki rejs do Miłomłyna. Opuszczając „siódemkę” w Miłomłynie mamy blisko do śluzy i „początku” kanału. Kawałek dalej czeka na nas jezioro Karnickie z groblą i akweduktem.

Zjeżdżając z kolei z DK7 na węźle Marzewo dojedziemy do pochylni Buczyniec. Tam też możemy zwiedzić wybudowaną całkiem niedawno Izbę Historii Kanału Elbląskiego oraz wybrać się w 4,5 godzinny rejs do Elbląga. Z Buczyńca można wrócić na szosę gdańską przez węzeł Pasłęk Południe lub lokalnymi drogami dotrzeć do kolejnych czterech pochylni.

Wreszcie w Elblągu możemy zobaczyć „koniec” kanału i ewentualnie wsiąść na statek do Buczyńca. Przy okazji zwiedzania tego miasta warto spojrzeć na Katedrę pod wezwaniem św. Mikołaja. Szczyt wieży tego, jednego z najwyższych budynków sakralnych w Polsce, znajduje się mniej więcej na poziomie wody na początku Kanału Elbląskiego. To doskonale oddaje ogrom tej inwestycji sprzed 150 lat.

 

 

Pruska Wieża Eiffla

Kanał Elbląski dość szybko przestał mieć strategiczne znaczenie. Już w 1872 roku, gdy był jeszcze w budowie, do Ostródy dotarła kolej żelazna z Poznania przez Toruń. Rok później wydłużono ją do Olsztyna. W 1893 roku ukończono linię łączącą dwa główne miasta na trasie Kanału: Ostródę i Elbląg. Rozwój kolei, ich coraz większa ładowność oraz sukcesywne utwardzanie dróg i rozwój transportu samochodowego spowodowały, że transport towarów drogą wodną okazał się coraz mniej opłacalny. Zwłaszcza, że był jedynie sezonowy. Prusacy dość szybko znaleźli sposób na nowe zagospodarowanie inwestycji. Inwestycji która kosztowała górę pieniędzy: koszt budowy kanału szacuje się na równowartość 2,4 tony złota (to 20% więcej niż kosztowała wieża Eiffla). Wszak Kanał Elbląski otaczały nie tylko majątki produkujące płody rolne i lasy dostarczające drewno. To piękne jeziora, kompleksy leśne, krajobrazy.

 

 

Wbrew postępowi

W 1912 na szlak kanału ruszył pierwszy statek wycieczkowy, w 1927 roku zorganizowano pierwsze, cykliczne rejsy turystyczne po kanale, które organizuje się do dziś. Wspomniałem, że Kanał Elbląski zmienił się bardzo od mojej ostatniej bytności. Otóż w latach 2011–2015 kanał został poddany gruntownej rewitalizacji kosztującej 115 milionów złotych. Odmulono drogi wodne, wyremontowano wszystkie budynki techniczne i gospodarcze, wymieniono szyny, liny, elementy przekładni. W Buczyńcu postawiono wspomnianą Izbę Historii. Znajdziemy tam przedmioty związane z historią budowy, w tym oryginalne projekty i dokumenty. Wyremontowany kanał wygląda zjawiskowo. Jeszcze bardziej zjawiskowo wygląda działanie jego urządzeń hydrotechnicznych, które mimo podeszłego wieku zdają sobie nic nie robić z pędzącego coraz szybciej postępu technicznego.

Fotografie: autor

Fotografie archiwalne: Narodowe Archiwum Cyfrowe, Polona

 

Poprzedni artykuł#bubu_testuje: Być z zawodu dyrektorem
Następny artykuł#roadtrip: Manifest Formy Otwartej