W przedostatni weekend października odbyło się ostatnie w tym sezonie oprowadzanie po wystawie „Klasyki w FSO”. Po pierwszym sezonie wiemy dużo więcej niż na samym początku. Po pierwsze inicjatywa ekipy Skarb Narodu to wielki sukces. Po drugie będą następne sezony z czego na pewno cieszą się rzesze miłośników pojazdów zabytkowych w całym stołecznym powiecie, a może nawet kraju.

 

Wystawa w budynku lakierni miała swoją premierę w czerwcu, o czym już wspominaliśmy. W międzyczasie kurator wystawy, Fundacja Ochrony Zabytków Przemysłu i Techniki, Muzeum Skarb Narodu i inne osoby związane z przedsięwzięciem uzupełniali luki poszczególnymi pojazdami. Rozszerzono sekcję Syren, pokazano więcej Fiatów 126p czy Polonezów. Przez prawie pięć miesięcy frekwencja nie spadała. Do FSO oglądać klasyki walili tłumnie młodzi i starzy, lubiący polską motoryzację i szydzący z niej, lubiący jeździć starymi wozami i tacy co lubią tylko patrzeć na zabytkową technologię. I wszyscy zgodnie twierdzą, że to najlepsza wystawa pojazdów klasycznych w Polsce. Szczególnie robiąca wrażenie, że stworzona od podstaw – bez pomocy rządu, województwa czy miasta. Nie wspomagali twórców żadni więksi sponsorzy. Na pewno należą się też brawa zarządcom FSO, którzy zdecydowali się przekazać halę w ręce pasjonatów motoryzacji, bo wyszło z tego coś naprawdę nieprawdopodobnego.

Wreszcie Warszawa

Wszyscy odwiedzający wystawę są nią zachwyceni, a to jest najlepsza zapłata za trud kilkudziesięciu wolontariuszy tworzących muzeum. Do tej pory wiele osób nie wierzyło, że w Warszawie może powstać tego rodzaju obiekt. Władze niechętnie spoglądają w stronę projektów oddolnych, niemających nic wspólnego z wielkimi koncernami i ogromnymi pieniędzmi. Nie lubią się także tykać czegokolwiek związanego z motoryzacją, by nie być posądzonym o współudział przy rzekomym niszczeniu środowiska przez pojazdy mechaniczne.

 

Wystawa Klasyków w FSO to nie tylko motoryzacja polska. Znalazło się tu miejsce także dla takich wozów jak egzotyczne Alpine.

 

Dodatkowym atutem wystawy jest anturaż lakierni byłej Fabryki Samochodów Osobowych. Wnętrze hali wygląda jak opuszczone przed chwilą przez robotników. Niemal czuć jeszcze ich obecność, jakby przed chwilą wyszli na ostatni fajrant. Samochody wetknięte pomiędzy ściany i maszyny zakładu nadają miejscu jeszcze większy klimat, wręcz trudny do opisania. Dla zwiedzających nie tylko pokazane samochody i motocykle są atrakcją, ale także wejście na teren byłej fabryki. Dla jednych jest to pierwsze spotkanie z FSO – mogą choć trochę poczuć klimat największej fabryki w regionie. Dla innych jest to bolesne przeżycie zobaczenia zgliszczy zakładu, który pamiętają z czasów gdy pracował pełną parą. W latach 80. organizowano wycieczki po FSO. Byłem na jednej z takich imprez. Hałas i gwar panujący w zakładzie był nie do opisania. Ludzie krzątali się wszędzie, praca szła na pełny gwizdek. Fabryka robiła na mnie wielkie wrażenie – niestety zobaczenie pozostałości po tym zakładzie było dla mnie dość smutne.

Jeszcze FSO nie zginęło

Poza dużą dawką emocji związanych z byłą fabryką, wystawa na terenach FSO jest tym bardziej ciekawa, że większość ludzi spisało już tereny przemysłowe przy dawnej ulicy Stalingradzkiej na straty. Już nikt, oprócz Roberta Brykały, nie wierzył, że w FSO może powstać coś pozytywnego. „Zaraz będzie tu osiedle <<Zielona polana>>, albo kolejny hipermarket lub cokolwiek równie nie pasującego do FSO” – zdawali się mówić wszyscy, którzy koło zakładu przejeżdżali.

 

Największą atrakcją wystawy jest jej umieszczenie w byłej lakierni FSO. Fabryczny klimat czuje się tu na każdym rogu.

 

Nie będziemy opisywać wszystkich samochodów wystawionych w lakierni, bo wszystko pokazują nasze fotografie. Warto jednak wspomnieć, że po wystawie oprowadzają jej twórcy – ludzie, którzy jako wolontariusze pomagali wszystko posprzątać, ułożyć, przełożyć i włożyć na miejsce. Ich samochody wypełniają także mury lakierni.

Wycieczka za mną

Najpierw wycieczka ogląda polskie samochody zaczynając od Warszaw. Potem czeka na zwiedzających sekcja Syren, Żuków, Polskich Fiatów 126p i 125p. Na zakończenie tego fragmentu czeka na żądnych staroci gości kącik Poloneza z kilkunastoma egzemplarzami dumnie stojącymi obok siebie. Wydawać by się mogło, że to nic ciekawego. Kilka Polonezów w jednym miejscu? Nuda. Ale każdy egzemplarz czymś się różni, każdy opowiada inny fragment historii FSO. Następnie wchodzi się do tuneli lakierniczych, w których zgromadzone są samochody z innych krajów demokracji ludowej, samochody sportowe, zachodnie. Starsze i nowsze. Ale wszystkie ciekawe.

Zapraszamy po przerwie

W tej chwili trwa mała reorganizacja wystawy. Kilka samochodów wróci do garaży swoich właścicieli. Za to kilka innych przyjedzie i sprawi, że chętnie i my wybierzemy się ponownie na ulicę Jagiellońską. Śledźcie profil „Klasyki w FSO” na Facebooku i odwiedzajcie to miejsce. Naprawdę warto.

 

Samych Polonezów na wystawie jest kilkanaście sztuk. Ktoś może powiedzieć, że to nuda. Ale to część tych murów, kawałek historii tej fabryki. Na pewno każdy odkryje nawet w Polonezach coś ciekawego.

Fotografie: Rafał Andrzejewski

Poprzedni artykułGra pozorów. Wprowadzenie
Następny artykułPure nineties