Nie powstało z inicjatywy Ferrari, zresztą patrząc na ówczesną stylistykę aut z Maranello ciężko byłoby w to uwierzyć. Jest dziełem Carozzeria Zagato i powstało trochę przez przypadek, a dokładniej – przez wypadek.

 

Ten egzemplarz Ferrari 330 GTC wyjechał z fabryki w 1967 roku wyglądając jak każde inne 330 GTC. Pomalowane ciemnoszarym metalicznym lakierem auto z czerwonym wnętrzem wyeksportowano za ocean. Tam w ciągu pięciu lat miało dwóch właścicieli, obu z północno-wschodnich bogatych stanów. Drugiemu z nich przydarzyła się w 1972 roku niemiła przygoda zakończona uszkodzeniem przodu auta. I wtedy do akcji wkracza Zagato.

 

 

Przesyłka od Luigiego

Ciężko stwierdzić jak poważnie zepsuto dzieło Pininfariny. Nie było jednak w tamtych latach nic wyjątkowego w tym, że Ferrari wracały na większe naprawy do swojej ojczyzny. Jednak ten egzemplarz nie wrócił do Maranello, tylko do zakładu Zagato w Mediolanie. Na pewno duży udział miał w tym Luigi Chinetti, urodzony właśnie w Mediolanie kierowca wyścigowy, który w 1939 stwierdził, że nie jest mu po drodze z Duce i faszystami i wyemigrował do USA. Ten trzykrotny zwycięzca 24-godzinnego wyścigu w Le Mans był przez długie lata przedstawicielem Ferrari w USA. To on sprzedał i serwisował ten egzemplarz 330 GTC, odkupił go po wypadku i na pewno uczestniczył w rozmowach z Zagato w sprawie jego odbudowy, jak się okazało bardzo nietypowej. Finalnie auto wysłano do Włoch w 1974 roku.

 

 

Smukłe i obłe linie nakreślone przez Pininfarinę odeszły w niepamięć. © RM Sotheby’s

Intrygujący dramatyzm

Dlaczego nie odbudowano tego egzemplarza do specyfikacji fabrycznej, tylko zlecono Zagato stworzenie zupełnie nowego nadwozia? Początek lat 70. był czasem niezwykłych zmian w stylistyce. Auta z połowy lat 60. wyglądały przy tych z połowy lat 70. jakby dzieliła je nie jedna dekada, tylko dwie. Wiadomo, że w tworzeniu nowego nadwozia miał też udział słynny warsztat karoseryjny Carla Marazzi, budujący nadwozia m.in. do Lamborghini 400GT i Jaramy czy niesamowitej Alfy Romeo 33 Stradale. Ukończone auto wystawiono w 1974 na targach w Genewie na stoisku Zagato. Linie nadwozia na pewno by tak nie szokowały, gdyby nie fakt, że jest to Ferrari. W tym aucie nie ma już jednak śladu harmonijnych linii charakterystycznych dla aut z Marenello. I poniekąd w tym leży urok Ferrari od Zagato. Mimo, że nadwozie jest krótkie, a auto wydaje się zdecydowanie mniejsze niż oryginalne 330 GTC to nie ma w nim lekkości. Amerykanie mogli się zastanawiać czy nie jest to przypadkiem odmłodzone Avanti. Ale właścicielowi, który rozbił ten egzemplarz najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo kupił go od Chinettiego drugi raz i posiadał aż do 1990 roku.

 

 

Kupić i jechać

To jedyne w swoim rodzaju Ferrari od Zagato można było kupić 25 maja 2019 roku na aukcji RM Sotheby’s w Villa Erba nad jeziorem Como podczas trwania konkursu elegancji w Villa d’Este. Prognozowano, że auto znajdzie nabywcę za 425-475 tys. EUR. Ale niestety majętni kolekcjonerzy zdecydowali się na popularne i znacznie bardziej oczywiste samochody. Szkoda, tym bardziej, że można było od razu wybrać się wspaniałym i jedynym w swoim rodzaju 330 GTC Zagato na wycieczkę wokół jeziora. W pełni niezależne zawieszenie obu osi i 300-konna widlasta „dwunastka” zasilana przez trzy dwugardzielowe Webery 40 zdecydowanie na to zasługiwały.

 

 

 

Więcej informacji na temat aukcji w Villa Erbe znajdziecie tutaj.

Zdjęcia: © RM Sotheby’s 

Poprzedni artykułLow pass – co tygrysy lubią najbardziej
Następny artykułDelahaye – złóż sobie sam