Tor Wyścigowy Poznań. Pochmurny jesienny dzień. Na starcie staje samotny jeździec. Przed sobą ma kilometry asfaltowej wstęgi poznańskiego toru, a w głowie sukcesy Witolda Rychtera, Tadeusza Rudawskiego i Henryka Choińskiego. To oni na początku lat 20. brylowali na torze przy stadionie Cracovii i na warszawskich Dynasach. Pod ręką tajemniczy cyklista posiada ekstremalną maszynę produkcji krajowej. To stylizowany na motocykl wyścigowy sprzed stu lat, elektryczny rower  Kosynier Boardtrack.

 

Ktoś powie pogardliwie: „rower, dajcie spokój”. Ale nie jest to zwykły rower. Wystarczy na niego spojrzeć, by się w nim zakochać i docenić twórców za kunszt oraz niebanalny pomysł. Oczywiście napęd elektryczny nie dodaje temu sprzętowi klimatu. Brakuje głośnego dźwięku silnika BSA, Harleya Davidsona, Indiana, AJS czy Motosacoche. Doskonałe wzorce można wymieniać bez końca. Ale to jedyny minus tego pojazdu, na który w 2020 roku możemy się zgodzić. Wykonany został w kraju, całkowicie ręcznie, Kosynier Boardtrack wygląda jak sprzęty sprzed stu lat. To jest cholernie dobre. Ja jestem zachwycony.

 

 

Made in Buk

Maszyna wygląda jak wyrwana przez doktora Emmetta Browna z 1920 roku i przerobiona w innej rzeczywistości na pojazd elektryczny. Jak połączenie steampunka z cyberpunkiem. Teraz wróciła z przyszłości by podbić serca Polaków (i nie tylko).

 

 

Kosynier powstał w głowach Marcina i Michała Bielawskich z wielkopolskiego Buku. Małego miasteczka, które teraz może być dumne, że istnieje u nich manufaktura nietypowych sprzętów. Ich twórcy są miłośnikami samochodów i motocykli zabytkowych. Chcieli stworzyć coś nowego, kompletnie od podstaw, korzystając z wiedzy i umiejętności lokalnych rzemieślników. Wybór padł na rowery elektryczne. Ale nie są to zwykłe pojazdy znane ze sklepów. Maszyny opuszczające zakład w Buku nawiązują do jednośladów, które nasi pradziadkowie mogli podziwiać na ulicach oraz podczas zawodów organizowanych przez Polski Związek Motocyklowy czy Warszawskie Towarzystwo Cyklistów.

Być jak Stanisław Brzeski

Pierwszym produktem Kosyniera był model deLux, który przypominał ekskluzywny motocykl z początku XX wieku. Jadąc nim mogliśmy poczuć się jak Stanisław Brzeski, który jako pierwszy, jeszcze pod koniec XIX wieku, jeździł po Poznaniu prymitywnymi motocyklami i samochodami. Może nie do końca tak samo jak wielkopolski pionier motoryzacji, bo hałas i kłęby dymu produkowane przez Brzeskiego są raczej nie do przebicia.

DeLux dostępny jest w wielu kolorach. Nabywca wybiera kolorystykę. Sprzęt posiada moc 250W, może przejechać dystans 100 km na jednym ładowaniu i potrafi podróżować z prędkością 25 km/h. Mało? Z pewnością lepiej niż motocykle, na których się wzoruje.

 

Model deLux na placu Grzybowskim w Warszawie.

 

Kosynier szczyci się tym, że wszelkie elementy wykonane są w Polsce, przez lokalnych rzemieślników. Rzeczywiście wszystko wygląda znakomicie i ma się wielką chęć przejażdżki takim sprzętem. Mimo napędu elektrycznego.

Stuletnia nowość

Ostatnio Kosynier zaskoczył nas nowym, ekstremalnym modelem. Rower Kosynier Boardtrack, którym dzielny cyklista ze zdjęć przemierzał kolejne kilometry Toru Poznań i nadmorskie bezdroża w Świnoujściu, może rozpędzić się aż do 95 km/h. Moc silnika wynosi 10000 W, a dystans na jednym ładowaniu waha się między 60, a 160 km, w zależności od tego, jak będziemy z niego korzystać.

 

 

Rower, który naśladuje pojazdy sportowe z przełomu lat nastych i dwudziestych poprzedniego wieku jest stylizowany nieco bardziej surowo od deLuxa. Mamy wygiętą ku dołowi kierownicę, a co za tym idzie, pozycja kierowcy przypomina zawodników startujących na torze „Dynasy” w dawnych latach. Warto wspomnieć, że siodełko nie ma resorowania, więc nasz tyłek będzie czuł każdy wybój, zupełnie jak za czasów Rudawskiego i Rychtera. W tym wypadku nie będziemy jeździć w eleganckim surducie czy zwiewnej sukience. To sprzęt to ostrej jazdy, nawet w terenie. Choć nadal go trzeba traktować jako rower, a nie motocykl. Jesteśmy ciekawi krótkiego wyścigu między Boardtrackiem, a WSK-ą. Trzeba będzie zrobić taki challenge.

Niestety na razie maszyna nie jest dopuszczona do ruchu ulicznego. Boardtrackiem można jeździć po bezdrożach powiatu drawskiego, prywatnej działce nad Wkrą i dookoła bloku.

 

 

To nie są tanie rzeczy

Oba rowery można kupić bezpośrednio u producenta. Kosztują ponad trzydzieści tysięcy złotych. Naszym zdaniem jest to odpowiednia cena dla tego rodzaju produktu i na pewno znajdą się ludzie chcący posiadać nietuzinkowy rower elektryczny. Ładny, stylowy i wyprodukowany w Polsce. Nam się spodobał i mamy nadzieję na rychły test. A Wy co o nim myślicie?

Fotografie: Kosynier.eu

Poprzedni artykułElektryczny Range Rover
Następny artykułNowe jak stare