To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Gdy producenci zamierzają nawiązywać do legendarnych modeli, zawsze podchodzę do sprawy ze sporą nieufnością. Na szczęście inżynierowie i styliści z Dieppe nie zawiedli. Nie spoczęli też na laurach, do gamy Alpine dołącza właśnie A110S – legenda na sterydach.

 

Wiele nowych wozów robi ogromne wrażenie poziomem dopracowania i swoją skutecznością na drodze. Niestety wrażenie robi też ich brak charakteru (to jeszcze nie jest najgorsze) lub udawanie, że jest go aż w nadmiarze (to jest najgorsze). Dzięki temu na rynku mamy coraz więcej superszybkich aut, które robią najlepsze czasy na każdym torze, ale przejażdżkę nimi zapomina się po około trzech sekundach. Chyba, że dla kogoś szczytem emocji jest ściganie się na konsoli.

 

 

Bez lukru

Moje pierwsze spotkanie z nową A110 nastąpiło podczas sesji klasycznej „stodziesiątki”, przez co nowy produkt z Dieppe był na straconej pozycji. Owszem, po zdjęciach mogłem trochę przyjrzeć się wskrzeszonej legendzie i zauroczył mnie jej styl – nawiązania są oczywiste, ale nie nachalne i cukierkowe, jak z reguły ma to miejsce w autach określanych słowem retro. Później miałem nawet okazję przejechać się kawałek dziełem francuskich inżynierów, ale będę szczery – z tamtego dnia pamiętam tylko klasyczną Alpinę, niesamowite zmęczenie i ból oczu, bo zdjęcia robiłem na niemiłosiernie zapylonej bocznicy kolejowej obok Huty Katowice (ale świetnie je wspominam!).

 

 

Miłość od drugiej przejażdżki

Dopiero kilka tygodni później miałem okazję dobrze poznać nową A110. Kilkaset kilometrów pokonanych za jej kierownicą to jedne z najlepszych kilometrów mojego życia. Jeśli w nowych autach sportowych brakuje wam lekkości i zwinności, tęsknicie za niefiltrowanymi surowymi doznaniami, to Alpine jest dla Was. Szybka jazda tym autem nie jest tak oczywista jak większością nowych wozów sportowych. Centralnie zamontowany silnik, lekki przód, dość krótki rozstaw osi i (mimo, że elektrycznie wspomagany i lekko pracujący) wyborny układ kierowniczy sprawiają, że każdy pokonany zakręt staje się zjawiskowym doznaniem. Tak, są szybsze samochody, są stabilniejsze, ale jeśli kręci Was to jak Jean François Piot wykorzystywał wyważenie i trakcję Renault 8 Gordini, jak Jean Ragnotti robił to samo z klasyczną A110 czy Renault 5 Turbo, to docenicie niezwykłą naturę nowej A110. Jednak nie zrozumcie tego opatrznie – owszem, układy jezdny i kierowniczy mają swoją niepowtarzalną specyfikę, ale na drodze Alpine jest jednocześnie niezwykle pewna i stabilna. Naprawdę trzeba bardzo się postarać, żeby wyprowadzić jej podwozie z równowagi.

 

 

Za słaby, czyli w sam raz

Po prezentacji nowej A110 szybko dało się słyszeć głosy malkontentów narzekających na zbyt moc doładowanego silnika 1.8. Jednak ci, którzy się Alpine przejechali, szybko zmieniali zdanie. 252-konna jednostka rewelacyjnie radzi sobie z lekkim autem, ważącym zależnie od wyposażenia od 1080 do 1103 kg. Jasne, jeśli dla kogoś 4,5 sekundy do „setki” to wolno, może  narzekać dalej, ale na drodze A110 okazuje się nad wyraz doszlifowana, kompletna i kompetentna.

Zresztą teraz nawet ci, którzy oczekują więcej, nie będą mieli już prawa marudzić. Do gamy dołącza odmiana „S” z silnikiem wzmocnionym do 292 KM, ale co ważniejsze ze wyraźnie zmodyfikowanym układem jezdnym. Sztywniejsze o 50% sprężyny, stabilizatory o dwukrotnie większej sztywności, zmieniona geometria zawieszenia i mniej czuły układ stabilizacji toru jazdy (oczywiście w każdej Alpine można go zupełnie wyłączyć) sprawiają, że A110S ma wyraźniej bezkompromisowy charakter. Poprawiła się stabilność przy wyższych prędkościach, a układ kierowniczy reaguje niezwykle ostro i precyzyjnie. Do tego koła obuto w szersze i niezwykle chwalone ogumienie Michelin Pilot Sport 4 (215 mm z przodu i 245 mm z tyłu), co zaowocowało też wyraźnie większą przyczepnością. Jak to przyjemnie jeździ możecie zobaczyć na tym filmie.

 

 

Szybciej, mocniej, bez przesady

Jednak szef inżynierów Alpine Jean Pascal Dauce podkreśla, że A110S jest autem ostrzejszym, ale niezbyt ostrym do jazdy na co dzień. Czy lepszym od „zwykłych” A110? Nie, innym. Bardziej zorientowanym na osiągi, z pewnością lepszym na tor. Ale ma to swoją cenę – wersją „S” trzeba jechać naprawdę szybko, żeby poczuć co jest w niej najlepszego, słabszą A110 niekoniecznie. Dlatego na co dzień i do szybkiej turystycznej jazdy dla przyjemności odmiany Pure i Légende będą lepszym wyborem.

Mocniejszy o 40 KM silnik reaguje bardziej żywiołowo na wyższych obrotach, szczególnie wrażenie robi w zakresie od 5000 do 7000 obr./min, co nie jest oczywiste w przypadku jednostki turbodoładowanej. Ale przy spokojnej jeździ zachowuje się tak samo kulturalnie jak słabsza jednostka standardowej odmiany. Dwusprzęgłowa skrzynia produkcji Getraga pracuje tak samo jak w słabszej wersji (czyli niezwykle szybko i przewidywalnie), a elektronicznie sterowany dyferencjał pomaga niezwykle efektywnie odjeżdżać z każdego zakrętu, ale nie ma też nic naprzeciw, gdy chce się wywołać kontrolowaną nadsterowność.

 

 

Trochę inaczej, tak samo dobrze

Nietrudno też zauważyć, że A110S różni się stylistycznie od słabszych odmian Pure i Légende, chociaż na szczęście projektanci wiedzieli co to znaczy umiar. Czarne napisy Alpine, pomarańczowe zaciski hamulcowe, specyficzne dla wersji „S” ciemne felgi i opcjonalny, zarezerwowany tylko dla tej odmiany, kolor Gris Tonnere pozwalają łatwo odróżnić „eskę”. Chociaż my i tak wybieramy klasyczny dla Alpine kolor niebieski „Bleu Alpine” lub po prostu biel „Blanc Glacier”.

W kabinie największe wrażenie robią kubełkowe fotele firmowane przez Sabelta, ale nie sposób też przeoczyć przeszyć pomarańczową nicią i specyficznej czarnej tapicerki Dynamica. Klienci mogą zdecydować się też na karbonowy dach (obniża masę auta o 1,9 kg), karbonowe wykończenie foteli Sabelt czy kute felgi aluminiowe produkowane przez firmę Fuchs.

 

 

Nie wystarczy?

Gdyby komuś nadal było mało, mocy czy osiągów, to Alpine również służy pomocą. Właśnie zaczynają trafiać do klientów pierwsze egzemplarze A110 Rally. Fabrycznie przygotowane do upalania na „oeasach” auto nie będzie z pewnością konkurencją dla czteronapędowych wozów, ale dzięki zwinności i lekkości na pewno namiesza wśród konkurentów z tylnym napędem. A takich aut w asfaltowych rajdach na zachodzie Europy można spotkać całkiem sporo i jak nietrudno się domyślić cieszą się szczerym uwielbieniem kibiców.

A110 Rally wyposażone jest oczywiście w homologowaną przez FIA klatkę bezpieczeństwa, w pełni regulowane zawieszenie i potężny układ hamulcowy Brembo ze sportowym ABS-em. Sekwencyjna skrzynia biegów ma sześć przełożeń, a w dyferencjale pracuje klasyczna „szpera”, do dyspozycji jest też wyczynowa regulowana kontrola trakcji. Silnik osiąga co najmniej 300 KM. Producent wraz z pomagającą przygotowywać A110 Rally firmą Signatech pracują nad uzyskaniem homologacji rajdowej FIA R-GT. Pierwsze starty są przewidziane na początek 2020 roku. W dzisiejszym świecie motoryzacji niewiele rzeczy tak nas cieszy jak powrót Alpine na rajdowe trasy.

 

 

Zdjęcia: Alpine Automobiles

Poprzedni artykułFenomen Podmiejskiego
Następny artykułZawsze zimna Finlandia