Chciałbym poznać panią Ingeborgę Grief z Berlina. To ona stała się w lutym 1952 roku pierwszą właścicielką auta o fascynującym odcieniu zieleni. Skromnym acz eleganckim. Nie błyszczącym, ale i nie matowym. Jego fabryczna nazwa brzmiała Dunkelgrün. Kolor został wybrany jako zamówienie specjalne.

 

Porsche 356 coupe z nadwoziem wykonanym przez firmę Reutter ze Stuttgatru zostało zakupione w firmowym salonie Eduarda Wintera w Berlinie. To tak zwany split-windshield, czyli z dzieloną przednią szybą. Samochód o intrygującym kolorze jest 53. autem spośród serii liczącej 749 egzemplarzy z nadwoziem coupe modelu 356 wyprodukowanych z silnikiem 1,5 l. Przypomnijmy, że Reutter produkował też speedstery.

 

Porsche 356 coupe

 

Type 527

To oczywiście chłodzony powietrzem czterocylindrowy bokser Type 527 o pojemności 1488 cm3 i mocy 60 KM. Miał numer 30137. Z historii auta wynika, że w 1957 roku został wymieniony na Type 506: mniejszy – o pojemności 1,3 l i starszy – wyprodukowany w 1951 roku. Wymiany silnika dokonał warsztat Rittersbachera w Grünstadt. Potem lśniące nienachalną zielenią nadwozie znika w mrokach historii i odnajduje się za oceanem. Domykając tę silnikowa epopeję należy powiedzmy tylko, że w tej chwili wóz ma silnik taki jak oryginalny, czyli Type 527, lecz o numerze 30319 z kilkoma zmianami ułatwiającymi jego eksploatację.

Modele z tego rocznika należały do ostatnich z dzieloną przednią szybą, po raz ostatni też montowano zderzaki bezpośrednio do nadwozia. I również po raz ostatni z tyłu pojawiły się malutkie oddzielne kierunkowskazy.

Mniej znaczy więcej

Każdy z tych zewnętrznych detali, niezależnie od tego czy jest utylitarny czy tylko ozdobny, tworzy zamkniętą całość i jednocześnie nie przytłacza sąsiadującego elementu. Tak więc klamka jest klamką, ochronna metalowo-gumowa listwa na zderzaku nie odwraca uwagi od małych tylnych lamp, a niewielki grill pod tylna szybą idealnie współgra z pozostałymi elementami tylnego pasa.

 

Porsche 356 coupe

 

Tak samo jest z przodu: Porsche 356 coupe nie ma ani jednego zbędnego elementu. Reflektory i kierunkowskazy oprócz tego, że stanowią konieczność, są same w sobie ozdobą. Całość elegancko domyka ozdobna listewka w formie rozciągniętej łezki umieszczona w dolnej części pokrywy bagażnika. Kodę stanowi przyjemnie subtelny emblemat z nazwą pojazdu.

Niewidzianej elegancji dodają zderzaki w kolorze nadwozia, które domykają sylwetkę z przodu i z tyłu. Zostały zaznaczone symbolicznie, są raczej po to, aby zasygnalizować w głowie dbałość o bezpieczeństwo. Zupełnie jakby stanowiło ono przykrą konieczność, taką jak płacenie czynszu za mieszkanie albo tankowanie auta.

Kolor przede wszystkim

W ułamku sekundy odrywamy się od rzeczywistości, gdy tylko spojrzymy na przylepioną do ziemi obłą sylwetkę zielonkawego chrząszcza. Chyba takiego gdzieś widzieliśmy. To było latem, podczas spaceru w lesie, a może na łące. Miał pancerz w odcieniu niebłyszczącej (ale nie matowej!) zieleni. Niby zlewał się z otoczeniem, ale to właśnie ten odcień zapamiętaliśmy najlepiej ze wszystkich.

 

 

Zobaczyliśmy tego chrząszcza na środku drogi, lecz spory owad wyczuł naszą obecność swoim siódmym zmysłem i błyskawicznie zniknął pomiędzy drzewami. Był taki szybki, że ledwo zaobserwowaliśmy aerodynamiczny zielonkawy kształt chitynowego pancerzyka.

Błyszcząca wojskowa zieleń

Samochód został wygrzebany z kurzu i zapomnienia w 1996 roku przez fana 356 Toma Bircha gdzieś w Wisconsin. Sympatyczny chrząszcz przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Był przegniłą kupką złomu z dokręconymi nieoryginalnymi częściami, rozkręconym silnikiem wrzuconym do skrzynki. Lecz przede wszystkim stracił swój kolor. Stał się czerwonym dziwadłem z czarnobiałym wnętrzem. Jednak Tom Birch wiedział, że oryginalny kolor był inny. Nazwał go „błyszczącym wojskowym zielonym”.

 

 

Włoska epopeja

Porsche 356 coupe pozostawało w rękach Bircha do 2003 roku, kiedy sprzedał je do Bergamo we Włoszech. Stamtąd zaniosło je gdzieś w okolice Mediolanu, aż w końcu – ciągle w tym samym stanie – trafiło w ręce Reinholda Planka z Aircooled.

Ten gość, który co najmniej od 1990 roku zajmuje się porszakami 356, nie bierze jeńców. Od razu poznał, z jakim wozem ma do czynienia. Rozpoczął swoje śledztwo, aby ustalić oryginalną specyfikację i historię aerodynamicznej skorupki. Kiedy od firmy Reutter ze Stuttgartu otrzymał wszystkie dane, przystąpił do bezkompromisowej renowacji. Koszty nie grały roli.

 

 

Grzebanie w historii

Renowacja to nie tylko wycinanie, spawanie, piaskowanie, szycie, odtwarzanie najdrobniejszych szczegółów zgodnie z epoką przez mistrzów koła angielskiego, migomatu i szydła z dratwą.

To także przywracanie pamięci i historii samochodu. Ta niematerialna przez wiele lat pozostała nienaruszona w archiwach, a ta materialna cierpliwie leżała w pudłach i kartonach. Nikt niczego nie wyrzucał, a wręcz przeciwnie – pieczołowicie przechowywał. Niezależnie od tego, czy był to handlarz, który odsprzedał wóz dalej, czy firma nadwoziowa działająca pół wieku temu.

Dokładne dane

Właśnie tam, w archiwach Reuttera, Reinhold Plank  odnalazł oryginalne dane samochodu włącznie z kolorami i rodzajami tapicerki. Okazało się, że wóz trafił w ręce pani Ingeborgi z drewnianym wykończeniem wnętrza oraz tapicerką z beżowego skaju wykończoną wstawkami tkaniny w takim samym kolorze.

 

Porsche 356 coupe

 

„Błyszczący wojskowy zielony” to wspomniany na początku nietypowy Dunkelgrün czyli po prostu ciemna zieleń. Fabryczny kod Reuttera: R506.

Większość najważniejszych elementów nadwozia nie została skalana ręką pokątnych mistrzów migomatu i szpachli. W przypadku auta przebywającego dłużej w USA, jest to bardzo prawdopodobne. Jednak oryginalność nie oznaczała automatycznie sukcesu. Należało dorobić płaty podłogi, tunele, podłużnice oraz poszycia drzwi.

Żadnej kanapy

Wnętrze wygląda jak elegancki podróżny kufer – wykończone precyzyjnie, jakby przebieg każdego szwu został wcześniej obliczony przez pedantycznego tapicera-inżyniera. Nowa beżowa tapicerka została wykonana przez Ferraresi Interni Auto braci Enrico i Michele Ferraresi (ciekawe nazwisko, tak przy okazji), którzy ponoć nie mają sobie równych w całych Włoszech.

 

 

I tu ciekawostka. Być może zauważyliście na zdjęciach, że wóz nie ma tylnej kanapy ani nawet ławeczki, która teoretycznie powinna tam być tworząc to co czasami nazywa się nadwoziem 2+2. Nic takiego tam nie było. Według ustaleń Reinholda Planka coupe typu split wyprodukowane pomiędzy 1950 a kwietniem 1952 roku nie mają z tyłu nic do siedzenia. Ani siedziska, ani oparcia. Miejsce było po prostu obite materiałem. Widocznie chodziło o to, żeby zmieściła się walizka z pieniędzmi.

Derma w silniku

Również komora silnika została obita zieloną dermą stanowiącą wygłuszenie. Zupełnie jak drzwi wejściowe do gabinetu dyrektora.

Odnowiona została cała galanteria: kierownica typu Petri z ażurowymi metalowymi ramionami, wszelkie przełączniki, wskaźniki i zegary oraz daszek przeciwsłoneczny z zielonego plastiku. A nawet radio Telefunken razem z anteną typu Hirschmann, której czerwona końcówka wygląda jak połączenie drapacza chmur z rakietą, która za chwile znajdzie się na orbicie.

 

 

Drobiazgowa renowacja powala. Dbałość o szczegóły zapiera dech w piersiach. Ale czy unosi się w nim ledwo uchwytny zapach benzyny, który przez lata osadzał się na tapicerce? A może aromat nagaru, który przez wiele lat zalegał na podzespołach? Czy też auto pachnie sterylną nowością prosto ze sklepu?

Ciekawe czy Porsche 356 coupe lepiej będzie się czuło na konkursie, dajmy na to w Pebble Beach, czy może na alpejskich serpentynach.

Aukcja, na której wszystko się wyjaśni, odbędzie się 13 lutego 2021 w Paryżu. Obiecajcie, jeśli ktoś z Was kupi ten wóz, to zamawiamy rundala.

FOTOGRAFIE: © Pietro Bianchi/RM Sotheby’s

 

Poprzedni artykułBimotore: podwójna akceleracja
Następny artykułRenault klasycznie