Polska reprezentacja trzecią drużyną świata – oznajmił słynny komentator telewizyjny Jan Ciszewski po końcowym gwizdku spotkania z Brazylią na Mundialu 1974. Kiedyś napisaliśmy artykuł o złotych Polonezach olimpijczyków. Jak się za chwilę okaże, także drużyna Grzegorza Laty i Kazimierza Deyny ma swój motoryzacyjny epizod. Medaliści Mistrzostw Świata mieli okazję wrócić do kraju lśniącymi nowością pojazdami. Co ciekawe co najmniej dwa BMW Orłów Górskiego nadal istnieją.

 

Deyna i Lato w jedenastce Mistrzostw, Robert Gadocha uznany za najlepszego skrzydłowego turnieju, a słynny Pele zachwycał się bramkarskimi umiejętnościami Jana Tomaszewskiego. Do tego znakomici Henryk Kasperczak, Zygmunt Maszczyk i Jerzy Gorgoń oraz strzelec pięciu bramek Andrzej Szarmach. Dziś po takim sukcesie członkowie drużyny otrzymaliby Bursztynową Komnatę i całe, niewydane jeszcze, złoto z magicznych rezerw NBP.

Wówczas środki były nieco skromniejsze, ale i piłkarze nie zarabiali takich kokosów jak teraz. Najlepsi zawodnicy drużyny Górskiego otrzymali po 190 tys. zł oraz 1,5 tys. dolarów. To było sporo. Naprawdę sporo. W przeliczeniu na złotówki wychodziło po 332,5 tys. zł na głowę, a ówczesna średnia pensja wynosiła 3185 zł. Zatem premia była równa dziesięcioletnim zarobkom przeciętnego robotnika.

 

BMW 1802 w kolorze „Ink Orange” pojawiło się na wiosennej aukcji Ardor Auctions w 2018 roku. Właściciele samochodu byli przekonani, że wóz w przeszłości należał do Antoniego Szymanowskiego.

 

Gratulacje Gierka

Były także inne wyróżnienia. Dajmy na to wielki puchar od magazynu Kicker dla najskuteczniejszej drużyny turnieju. Wyróżnienie fajne, ale nikt nie chciał wziąć pucharu do domu, bo był większy niż motocykl WSK. Orły Górskiego zostały także zaproszone na spotkanie z samym pierwszym sekretarzem PZPR Edwardem Gierkiem, który w swoim stylu powiedział: „Chciałbym Deynie, a poprzez niego wam wszystkim, podziękować towarzysze, za skromność. Ta skromność pozwoliła wam iść dalej. Najgorszym nieszczęściem byłoby, gdybyście uwierzyli, że jesteście tak mądrzy, tak mocni, tak niezwyciężeni, że przestalibyście się liczyć z tymi, z którymi gracie”.

SAN kabriolet

Polskich piłkarzy na lotnisku przywitano jak bohaterów. Zawodnicy wracali z lotniska na Okęciu w otwartym Sanie H100 i pozdrawiały ich tysiące ludzi stojących wzdłuż ulicy Żwirki i Wigury w Warszawie. Bohaterowie niemieckich boisk do tej pory wspominają to wydarzenie jako jedno z bardziej niezapomnianych chwil w swoim życiu. „Kwiaty rzucały nawet siedemdziesięcioletnie babcie. Płakały, cieszyły się z naszego sukcesu. Nigdy się tego nie zapomni…” – wspominał po latach Henryk Kasperczak w książce Karoliny Apiecionek „Mundial’74. Dogrywka”.

 

BMW dla Orłów Górskiego

Dla niektórych pamiątką z mistrzostw był nie tylko srebrny medal za trzecie miejsce. Wówczas zwycięzca otrzymywał złoto, drużyna z drugiego miejsca medale pozłacane, a reprezentacje z trzeciej i czwartej lokaty odpowiednio srebrne i brązowe krążki. W ramach uznania dla naszej drużyny, choć inne źródła podają, że w nagrodę za sesję reklamową, firma BMW zaoferowała zniżkę na zakup samochodów. Ile wynosiła? Relacje się różnią.

Stefan Szczepłek, znany dziennikarz sportowy, w kilku publikacjach pisał o 40-procentowym rabacie, w innych artykułach czytamy o 50-procentowej zniżce, zaś piłkarze wspominają, że były to bonifikaty 42 lub 60%. W każdym razie oferta na pewno była atrakcyjna. W efekcie model 1802 kosztował piłkarzy mniej więcej 3,6 tys. dolarów czyli tyle, ile najlepsi zawodnicy dostali w nagrodę za swoje występy, gdyby przeliczyć premie na dolary. Zakup niemieckiego auta był idealnym sposobem na to, żeby zamienić walutę na samochód, a nie na bezwartościowe poza pewexami bony PeKaO. Warto też wspomnieć, że po przekroczeniu granicy wartość BMW przez długie lata nie zmniejszała się i nadal można było go sprzedać za tę samą kwotę w dolarach.

Szpanerski wóz

Wówczas BMW były lubiane przez piłkarzy. Wozem tej marki wrócił z igrzysk w 1972 roku Robert Gadocha. Samochód robił spore wrażenie, szczególnie w Polsce.

 

Polscy piłkarze upodobali sobie samochody bawarskiej firmy. Już po igrzyskach olimpijskich w 1972 roku Robert Gadocha wrócił do kraju wozem monachijskiej marki.

 

BMW Neue Klasse zaprezentowane w 1962 roku zmieniło historię bawarskiej firmy. BMW na początku dekady miało sporo problemów i podobnie jak Borgward, chyliło się ku upadkowi. Seria E10 z pudełkowatym, o sportowym sznycie, nadwoziu, z McPhersonem z przodu i sprężynami śrubowymi z tyłu oraz dwuobwodowymi hamulcami wyposażonymi w tarcze z przodu, było autem na wskroś nowoczesnym.

Po rozpoczęciu sprzedaży niemiecki producent dość szybko odzyskał zaufanie klientów i płynność finansową. W latach 60. seria Neue Klasse stała się synonimem sportowego sedana w całej Europie. Kiedy nasi piłkarze kupowali swoje wozy, BMW nadal skutecznie konkurowało na rynku z Alfą Romeo Giulią, Lancią 2000, Triumphem Dolomite czy Saabem 99. Mimo, że sylwetka niemieckiego wozu miała już na karku 12 lat, nadal był to wóz szpanerski i szybki.

Deyna i spółka

Na BMW po obniżonej cenie na pewno zdecydowali się Kazimierz Deyna, Henryk Kasperczak, Antoni Szymanowski, Adam Musiał, Jan Domarski i Robert Gadocha. Czy ktoś jeszcze kupił okazyjnie wycenione wozy rodem z Monachium? Trudno powiedzieć. Jan Tomaszewski w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” strzelił kiedyś sumą dziesięciu egzemplarzy, ale nie wiadomo, czy pan Janek nie wziął tej liczby z sufitu. Wszak zawsze lubił zmyślać i mówić coś „mniej więcej”.

W książce Macieja Polkowskiego pt. „Alfabet pana Kazimierza” żona trenera Górskiego wspominała, że słynny coach zawsze myślał o innych, a zapominał o swojej rodzinie. A przykładem takiego zachowania był fakt, że swoje BMW komuś oddał. Raczej niemożliwe jest, by oszczędny i skromny pan Kazimierz oddawał warte kilka tysięcy dolarów BMW w prezencie. Najprawdopodobniej przekazał komuś możliwość zakupu wozu po obniżonej cenie. Komuś z PZPN. Już widzę tę rozmowę: „Ej, weź Kazik kup to BMW dla mnie. Dam Ci kasę. Ty będziesz widniał tylko w dokumentach”.

Jaskrawe BMW

Wiadomo, jacy są piłkarze. Do dziś nic się nie zmieniło. Lubią się pokazywać w najlepszych furach i szpanować na mieście, w modnych knajpach, z efektownymi kobietami pod pachą. Tak samo było i 50 lat temu. Nasi bohaterowie wybrali wozy w najjaskrawszych kolorach – tak, aby z daleka było widać, że ulicą jedzie ktoś z drużyny Górskiego. Kasperczak, Musiał i Domarski szpanowali BMW w kolorze jasnożółtym, zaś Szymanowski wybrał sobie kolor pomarańczowy – dokładnie taki, jak widzicie na zdjęciach Macieja Skrzyńskiego z Ardor Auctions.

BMW z aukcji

BMW 1802 z 1974 roku w kolorze „Inka orange” pojawiło się na wiosennej aukcji firmy Ardor Auctions w 2018 roku. Samochód najprawdopodobniej należał do Antoniego Szymanowskiego, w 1974 roku piłkarza Wisły Kraków i członka słynnej drużyny Górskiego. Niestety nie można tego potwierdzić na 100%. Byli właściciele wozu twierdzą, że samochodem jeździł były piłkarz, a autentyczność potwierdzali wśród byłych działaczy krakowskiego klubu. Umowy sięgają lat 90. i sam samochód na pewno pochodzi z Krakowa, skąd kupiono go w 2009 roku. Niestety Szymanowski nie zabrał głosu w tej sprawie, więc nie można oficjalnie potwierdzić, że jest to właśnie ten egzemplarz BMW. Ale wiele na to wskazuje.

 

Nie ma pewności, że pomarańczowe BMW 1802 z 1974 roku należało kiedyś do Antoniego Szymanowskiego. Piłkarz Wisły Kraków nigdy tego nie potwierdził, a dokumenty na to jednoznacznie nie wskazują.

 

Samochód został sprzedany na licytacji Ardor za 32 200 zł. Auto zakupił na aukcji Polak mieszkający od wielu lat w Australii. Nowy właściciel posiada w Polsce małą kolekcję aut. Z tego co dowiedzieliśmy się w Ardorze, auto zostało ponownie przerejestrowane na krakowskie blachy i tam też się obecnie znajduje. Jesteśmy ciekawi czy nowy właściciel próbuje dociec historii swojego wozu?

Co z resztą aut?

Nie znamy historii wszystkich samochodów, które zostały wówczas kupione przez piłkarzy. Pomarańczowe auto Szymanowskiego istnieje i utrzymało się w dobrej kondycji. Przeszło wprawdzie remont blacharski, ale nadal posiada lakier w oryginalnym odcieniu i wiele detali z tamtych lat. A co się stało z resztą aut? Inny piłkarz krakowskiej Wisły, Adam Musiał, dość szybko pożegnał się z nowym cackiem. Lubił jeździć ryzykownie i zapłacił za to dość sporą cenę. Jeszcze w 1974 roku krakowskie gazety informowały o kraksie z udziałem BMW Adama Musiała. Piłkarz jechał do matki do Wieliczki tak nieszczęśliwie, że wbił się ciężarową Skodę.

„Gazeta Krakowska” w numerze 257 z 1974 roku tak pisała o tym zdarzeniu: „Samochód BMW prowadzony przez A. Musiała zjechał na lewą stronę jezdni i zderzył się z samochodem ciężarowym m-ki Skoda. Piłkarza Wisły przewieziono do szpitala w Nowej Hucie, gdzie stwierdzono u niego otwarte złamanie lewej ręki, złamanie kilku żeber i ogólne obrażenia. Jak poinformowano nas wczoraj życiu Musiała nie zagraża niebezpieczeństwo. A. Musiał miał wyjątkowe szczęście, bowiem jego samochód BMW został niemalże doszczętnie zniszczony. Nie naruszony pozostał tylko bagażnik. Zachodzi podejrzenie, że A. Musiał prowadził samochód w stanie nietrzeźwym. Dochodzenie w tej sprawie trwa.”

Jak łatwo się domyślić samochód nadawał się do kasacji, a kariera Musiała nieco wyhamowała, nie tylko ze względu na obrażenia, ale także na okoliczności wypadku.

Brawo, Jasiu!

Bohater z Wembley, strzelec jedynej bramki dla Polaków w eliminacyjnym meczu z Anglikami, Jan Domarski, także jeździł BMW. Kanarkowym 1802. Gdzieś na przełomie wieków członek Automobilklubu Polski, Tomasz Tyszkiewicz, pojechał swoim zabytkowym autem do Rzeszowa. Będąc na tamtejszej starówce jakiś wąsaty typ zaczął wnikliwie oglądać jego wóz. Okazało się, że był to właśnie słynny piłkarz, od zawsze związany z podkarpackimi klubami (najdłużej grał w Stali Mielec). „To on. To ten egzemplarz” – krzyczał futbolista do właściciela wozu. Bohater z Wembley rozpoznał auto, które kupił po mistrzostwach w Niemczech. Pewnym mankamentem całej historii jest fakt, że wóz Pana Tomasza pochodzi z końcówki 1973 roku. Czyżby Jan Domarski kupił wówczas BMW, które przestało na przyfabrycznym parkingu pół roku? Nie jest to wykluczone. W Polsce nadal był to rarytas, a piłkarz mógł zaoszczędzić parę dolarów. Tym bardziej, że jego premia była nieco niższa od tej Kasperczaka czy Deyny, gdyż Domarski nie był podstawowym graczem brązowej drużyny i zagrał jedynie w trzech meczach turnieju.

 

BMW 1802 należące do członka Automobilklubu Polski podczas rozpoczęcia sezonu 2002 w Norblinie. Według właściciela pojazdu, wóz należał kiedyś do Jana Domarskiego.

 

Wóz po Janie Domarskim do tej pory jest w dobrym stanie i nadal należy do Pana Tomasza. Ale czy na pewno jest tym BMW? Być może Domarski pomylił się w ocenie samochodu.

Kareta ósemek

Inny zawodnik Stali Mielec, Henryk Kasperczak, również kupił żółte BMW. W urzędzie komunikacji dostał numery z cyframi 8888, bo taki numer zazwyczaj widniał na jego koszulce. BMW, żółty kolor i charakterystyczne numery rejestracyjne – wóz na ulicach niewielkiego Mielca musiał robić spore wrażenie. Od razu było wiadomo kto nim jedzie.

Grzegorz Lato, również zawodnik mieleckiej Stali, jeździł po mieście z rejestracjami, w których numery układały się w karetę siódemek. Z tym, że król strzelców mundialu poruszał się świeżo zakupioną przed mistrzostwami Dacią, potem posiadał Fiata 132. Piłkarze należeli zatem do elity kierowców, gdy na ulicach królowały Syrenki i Warszawy. Henryk Kasperczak w 1978 roku wyjechał do Francji by grać w FC Metz i BMW zmieniło właściciela.

 

BMW 1802 podobno należące kiedyś do Jana Domarskiego przygotowuje się do startu do próby sportowej na Bemowie podczas rajdu okręgowego w 2003 roku. Samochód zachował się w doskonałym stanie.

 

Części od Hindusa

Podobnie było z Kazimierzem Deyną, dla którego BMW było pierwszym wozem w życiu. Wcześniej na treningi dojeżdżał autobusem, teraz mógł brylować na ulicach stolicy luksusowym wozem. Nie wiadomo co się stało z samochodem, bo dość szybko as z Łazienkowskiej przesiadł się do służbowego Fiata Mirafiori, którego otrzymał od Legii Warszawa za zasługi dla klubu i kraju. Oczywiście włosko-polski wóz musiał zdać, gdy wyjeżdżał parę lat później na saksy do Manchesteru City. W tym samym czasie BMW i jego eksploatacja dała się we znaki Deynie. Według Grzegorza Majchrzaka z IPN, autora książki napisanej w dość topornym stylu pt. „Tajna historia futbolu”, kapitan Legii miał kontakty z Vaisem Prakashem. Obywatel Indii został wówczas skazany za szpiegostwo na rzecz RFN i Stanów Zjednoczonych. Deyna kontaktował się z Hindusem w sprawie załatwienia listew ozdobnych do BMW. WSW udowodniła te kontakty, co skończyło się dla piłkarza degradacją z podporucznika do szeregowego.

Co ciekawe we wspomnieniach pracowników Manchesteru City, w Anglii przy Deynie znów pojawia się BMW. Ale wątpliwe jest by „ciągnął” samochód z Polski. Przypuszczalnie po podpisaniu kontraktu z Anglikami polski piłkarz zażyczył sobie samochód marki, którą dobrze znał.

Sprawki Roberta G.

Ciekawą postacią był także Robert Gadocha, który już po igrzyskach w Monachium w 1972 roku sprowadził sobie BMW do Polski. Wówczas jego kontaktami w Niemczech zainteresowała się Wojskowa Służba Wewnętrzna – o czym również wspominał dr Majchrzak w książce „Tajna historia futbolu”. W końcu polski skrzydłowy był zawodnikiem CWKS Legia, a co za tym idzie, także żołnierzem. Jego kontakty musiały interesować odpowiednie służby.

Ale to nie używane BMW sprawiło, że piłkarz stał się personą non grata na spotkaniach Orłów Górskiego. W 2004 roku Grzegorz Lato w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” powiedział, że Gadocha przywłaszczył sobie ponad 20 tys. dolarów, które otrzymał od piłkarzy Argentyny w nagrodę za zwycięstwo nad Włochami. Jak to możliwe?

Po dwóch spotkaniach grupowych Polacy mieli pewny awans, a o drugie miejsce, premiowane dalszą grą w turnieju, walczyły reprezentacje Włoch i Argentyny. Gdyby biało-czerwoni wygrali z Italią, to Argentyńczycy przeszliby dalej. Aby być pewnym dobrej gry naszych, „albicelestes” zrzucili się po 1000 dolarów ze swojej premii za awans. Pieniądze przekazał Ruben Ayala, a Gadocha je wziął i nigdy nie podzielił się nimi z kolegami z drużyny. O przekazaniu pieniędzy Ayala powiedział Lacie w latach 80. w czasie gry obu panów dla meksykańskiego klubu Atlante FC. Gadocha oczywiście wszystkiemu zaprzeczył, ale byli koledzy odwrócili się od niego, a były piłkarz Legii, mieszkający obecnie na Florydzie, przestał udzielać się publicznie.

 

Piłkarze, którzy zamówili wówczas BMW po okazyjnych cenach wybrali sobie jaskrawe kolory: żółte i pomarańczowe.

 

W latach 70., około roku po zdobyciu trzeciego miejsca na Mistrzostwach Świata, Godacha wyjechał grać we francuskim FC Nantes. Warszawski skrzydłowy był jednym z pierwszych piłkarzy, który oficjalnie wyjechał zarabiać pieniądze w zachodnim klubie. Wcześniej mieliśmy do czynienia z uciekinierami.

Samochody lubią piłkarzy

Inni zawodnicy pozazdrościli kolegom i po Mundialu rówież kupili swoje pierwsze, nowe wozy. Zdzisław Kapka, piłkarz Wisły Kraków, który na słynnym turnieju wystąpił tylko przez kilkanaście minut w meczu o trzecie miejsce, tak wspominał tamte czasy na łamach krakowskiego Sportu: „Dostaliśmy pieniądze. Mnie wystarczyło na dużego fiata. Po prostu kupiłem dolary i poszedłem do Pewexu kupić auto. Podstawowi zawodnicy dostali więcej, ale to normalne. Niektórym wystarczyło na BMW”.

 

 

Przed mistrzostwami polscy piłkarze nie zarabiali kokosów. Stefan Szczepłek wspomina, że na palcach jednej ręki można było policzyć zawodników, którzy jeździli nowymi zachodnimi wozami. W latach 60. pierwszym zawodnikiem Legii, który w ogóle jeździł samochodem był Bernard Blaut poruszający się po stolicy wysłużonym Garbusem. Potem przed stadionem Legii wyróżniał się Antoni Trzaskowski jeżdżący na treningi Fordem Taunusem.

Prawdziwą gwiazdą wśród zmotoryzowanych futbolistów tamtego okresu był Władysław Grotyński. Bramkarz stołecznego zespołu jeździł Fordem Mustangiem z 1966 roku. Wprawdzie z rzędową szóstką pod maską, ale Mustang to Mustang. Jego pojawienie się w epoce Gomułki robiło niesamowite wrażenie. W latach 70. coraz więcej piłkarzy jeździło samochodami, ale zazwyczaj były to Polskie Fiaty 125p lub, jak w przypadku Laty, pojazdy z innych krajów socjalistycznej szczęśliwości.

Szczepłek wspominał, że nie zna piłkarza, który zdecydowałby się na zakup Syreny, która już wtedy była obciachem. Oczywiście było kilku playboyów, którzy musieli się wyróżnić na tle innych. Wśród nich brylował Jan Banaś, gwiazda Górnika Zabrze, który najpierw jeździł Fiatem 850 Coupe, a potem szalał na śląskich ulicach oryginalnym Fordem Mustangiem.

W 2011 roku w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego tak wspominał tamte czasy: „Mustanga kupiłem od sztygara, który sprowadził go ze Stanów. Raz ukradli mi go spod domu. Rano zniknął, po południu już się znalazł. Zadzwonili milicjanci, że jacyś gówniarze chcieli się przejechać, sprawdzić, ile wyciągnie”. Innym szpanerem był Marek Kusto z krakowskiej Wisły, który w dekadzie Gierka jeździł świeżutkim Polskim Fiatem 128 Coupe.

Co z cłem?

Zakup BMW za nagrody był dość łatwy. Dzięki zniżce od fabryki ich zakup był co najmniej okazją. Ale co zrobić z potężnym cłem, które mogło zjeść wszystkie oszczędności zawodników. Na szczęście piłkarze wystosowali odpowiednie pismo do GKKFiT (odpowiednik dzisiejszego Ministerstwa Sportu) i oczywiście dostali zwolnienie z opłat. Dzięki temu kilka BMW przeszło przez granicę dość gładko i mogło po kilku latach rozejść się po kraju.

 

 

Czy spotkamy jeszcze jakieś BMW po piłkarzu? Trudno powiedzieć. W Polsce nie jest łatwo odtworzyć historię pojazdu. Nie było wówczas kart pojazdu ani innych dokumentów, które jednoznacznie i szybko wskażą poprzednich właścicieli. Jedyną wskazówką mogą być stare umowy kupna-sprzedaży. Ale jeśli posiadacie BMW 1802 z 1973/74 roku, będące od nowości w Polsce, i na dodatek jest w krzykliwym kolorze, to warto zadać sobie trochę trudu i poszukać w archiwach, kto był jego pierwszym właścicielem – być może jego wartość sentymentalna wzrośnie o sto procent.

Dziękujemy firmie Ardor Auctions za udostępnienie zdjęć BMW 1802 z wiosennej aukcji z sezonu 2018. Ardor Auctions to pierwszy w Polsce dom aukcyjny zajmujący się tematyką pojazdów zabytkowych i klasycznych. Więcej o firmie przeczytacie na stronie: www.ardorauctions.pl/o-nas/ oraz na firmowym Instagramie, a aktualną ofertę znajdziecie zawsze na: ardorcars.otomoto.pl/

Fotografie: Maciej Skrzyński / Ardor Auctions, autor, Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Poprzedni artykułŚwięty by zwariował…
Następny artykuł#fotostory: Autonostalgia 2020