Plan był prosty: w miesiąc z hakiem zbudować rajdówkę, która wystartuje w 57. Rajdzie Barbórka w 2019 roku. Auto to Datsun 280Z, rocznik 1976, z sześciocylindrowym silnikiem L28 na jednym wałku. Jak wyglądał materiał wyjściowy, a jak gotowa rajdówka, możecie zobaczyć na zdjęciach.

 

Paweł Wysocki z Trax Racing ma w telefonie zdjęcia Datsuna zrobione 22 października. W tym dniu Datsun 280Z przyjechał do warsztatu z działki pod Warszawą. Tam stał cztery lata pod wiatą. Pomysł na zbudowanie rajdówki nie narodził się od razu. Paweł miał startować innym samochodem Toyota Celica GT-Four ST205. Ale wszystko zmieniło się w ciągu kilku godzin.

 

Na Barbórce Datsun 280Z nie dojechał na Karową, ale my postanowiliśmy, że jednak tam trafi.

 

Dzień po przywiezieniu auta prace ruszyły. Będzie rajdówka – na tym ludzie z Trax Racing znają się najlepiej i od razu wiadomo, w jakim malowaniu. Po godzinie przyszedł pomysł na start na Barbórce, która odbywała się w dniach 6-7 grudnia.

Ma być jak nowy

Pomyślcie sobie, że macie 44 dni na kompletny remont i przebudowę auta: rozebranie go, wyczyszczenie, piaskowanie karoserii i elementów zawieszenia i hamulców, blacharkę, cynkowanie każdej śrubki i blaszki oraz lakierowanie. I dalej: rozbiórkę silnika, budowę klatki i złożenie całości tak, żeby było zgodne z homologacją FIA. Samochód miał wyglądać jak nowy. Żadnych półśrodków.

 

Datsun 280Z

 

Paweł Wysocki przyznaje, że narzucił sobie mordercze tempo, ale ujmuje to innymi słowami.

– Z mojej strony było to optymistyczne podejście do tematu, bo sądziłem, że zdążymy i nie będzie żadnych problemów – mówi. Żeby zdążyć, stawali na głowie, a przez ostatni tydzień czterech mechaników praktycznie nie wychodziło z warsztatu.

Kiedy udało się odpalić auto i okazało się, że blachy nie są w tragicznym stanie, zapadła ostateczna decyzja.

Robota idzie z gazem

Robota szła ostro: jeden robił blacharkę, drugi szykował elementy do lakieru, Bogdan, ojciec Pawła i współwłaściciel Trax Racing, rozkładał skrzynię i silnik, a Paweł kupował części w Stanach. Znajomy z USA prywatnymi kanałami dostarczył do Polski rozrząd, części silnika i uszczelki nadwozia. I to wszystko w ciągu tych 44 dni.

 

Datsun 280Z

 

– To było wyzwanie, bo Datsun to nie BMW E30, do którego wszystko, włącznie z know-how dostępne jest od ręki w każdym sklepie. Znalezienie części zajęło nam trochę czasu – wyjaśnia Paweł Wysocki.

Zapytacie, jakie przeróbki zostały dokonane w silniku? Żadne. Na to nie było czasu i nie był to jedyny powód. Silnik przeszedł tylko remont generalny. Przerobiony został układ wydechowy, ale kolektor wydechowy pozostał seryjny. I jeszcze jedna zmiana: sportowy wkład filtra powietrza.

Niewyszukany setup

– Od początku zakładaliśmy, że Datsun 280Z wystartuje w rajdzie jako reklama, a potem zostanie sprzedany. Nie chcieliśmy budować wyszukanego setupu, bo samochód byłby bardzo drogi. Chcieliśmy raczej stworzyć podstawę, na którą składają się kluczowe elementy posiadające homologację: buda, klatka, zawieszenie. Resztę klient może rozbudować zgodnie z własnymi potrzebami – tłumaczy Paweł Wysocki.

 

 

Nadszedł moment, w którym nie było już możliwości ściągnięcia na czas części zza oceanu. Należało działać w Polsce. Udało się dobrać łożyska do kół, które w 280Z są nietypowe. Składają się z dwóch łożysk połączonych tulejką, którą dorobił tokarz.

Od razu na start

Autorowi łatwo się pisze, a czytelnikom łatwo się czyta, ale budowa rajdówki w takim tempie to niezły wyczyn (używając cenzuralnych słów). Kiedy wóz był gotowy, nie było żadnych jazd testowych. Paweł Wysocki zrobił tylko kilka kółek wokół warsztatu, żeby sprawdzić czy Datsun skręca, hamuje i czy załoga się nim nie zabije. I pojechał na rajd.

 

 

Oczywiście nie mogło pójść gładko, bo nie byłoby czego opisywać. Silnik pracował nierówno. Mechanicy z Trax Racing przypuszczali, że przyczyną może być komputer, który nierówno podawał mieszankę na wtryski. W dniu rajdu próbowali jeszcze załatwić inny komputer, aż z Gdańska, ale się nie udało.

Za wszelką cenę

– Zadecydowaliśmy, że wystartujemy za wszelką cenę. To był dla nas priorytet – samochód musiał się pokazać na rajdzie. W piątek rano odbyło się badanie techniczne, na które wóz wepchnęliśmy. Przeszliśmy je. Bezpieczeństwo było OK. Tego samego dnia zorganizowano też start honorowy. Na szczęście nie była na nim wymagana obecność samochodu. Linię startu przekroczyłem pieszo w kombinezonie rajdowym – opisuje Paweł Wysocki.

 

 

W tym czasie Datsun 280Z na lawecie pojechał do warsztatu. Wóz w kółko tylko odpalał po czym gasł. Potem w ogóle przestał odpalać. W końcu, późno w nocy, po wielogodzinnej walce silnik ożył.

Pierwszy oes

Następnego dnia pobudka o szóstej rano i pierwszy oes w Modlinie. Potem odcinek na autodromie Automobilklubu Polski na Bemowie, choć nie bez trudności. Usterka coraz bardziej dawała się we znaki.

– Kombinowaliśmy, że może zawór jest podparty, może to, może tamto… W strefie serwisowej zrzuciliśmy pokrywę zaworów, próbowaliśmy je regulować, ale bez rezultatu. W końcu udało się odpalić, jednak nie na długo. Datsun wyjechał ze strefy serwisowej, ale nie dotarł na kolejny odcinek na Służewcu – kończy tę historię Paweł.

 

 

Po powrocie do warsztatu ludzie z Trax Racing zaczęli badać temat. Z pomocą przyszedł przypadek. Po rajdzie skontaktował się z nimi dawny kierowca rajdowy Andrzej Wodziński. Poprosił o zbudowanie silnika do swojego Datsuna. Jego jednostka napędowa dotarła do warsztatu dwa dni po rajdzie.

– Za pozwoleniem właściciela wyjąłem z jego silnika dwa nowe wtryski, włożyłem do naszego Datsuna i odpaliłem. Silnik pracował idealnie – kiwa głową Paweł Wysocki.

Rzadki gość

Datsun 280Z rzadko pojawia się na rajdach w Polsce. Samochód mimo że jest mały, wygląda na toporny i ciężki w prowadzeniu, ale wcale tak nie jest.

Kiedy samochód został pomalowany podkładem i miał iść do lakieru, okazało się, że trzeba przerobić podłogę. Fotele za cholerę nie chciały się zmieścić w kabinie. Co więcej Paweł nie jest bardzo wysoki, ale kiedy wsiadał w kasku za kierownicę, walił głową w dach. Tak nie mogło być w aucie rajdowym. A trzeba pamiętać, ze wóz jest zgodny z rajdową specyfikacją FIA: dokładnie opisane są fotele, pasy, mocowania i wiele innych elementów.

 

 

Datsun 280Z widoczny na zdjęciach jest niemalże repliką auta, którym kierowca Rauno Aaltonen i pilot Jean Todt wystartowali w Rajdzie Monte Carlo w 1975 roku. Różnica jest taka, że panowie startowali fabrycznym modelem 240Z. Warto wspomnieć, że model 280Z w homologacji rajdowej FIA jest rozwinięciem modeli 240Z i 260Z. Numer homologacji jest dla nich ten sam, lecz w poszczególnych rocznikach wprowadzano kolejne silniki.

Team fabryczny

Właśnie taki czerwony egzemplarz z czarną maską tworzył fabryczny team Datsuna w tamtych czasach. Startował też w długodystansowych rajdach, takich jak Safari. Wszystkie logo, napisy, a nawet tablica rejestracyjna zostały odwzorowane na podstawie modelu w skali 1:48. Z tym też zdążyli w ciągu tych 44 dni.

 

Datsun 280Z

 

– Jeździłem rajdówkami z lat 70., które w większości mają sztywny most i prowadzą się topornie. Datsun za to prowadzi się fajnie, ale trzeba się przyzwyczaić do bardzo długiego przodu kryjącego sześciocylindrowy silnik. Największym mankamentem tego samochodu jest brak miejsca we wnętrzu. Trzeba więc znaleźć sobie odpowiednią pozycję i umościć się – mówi Paweł.

Jednak Escort

Na pierwszym miejscu bezapelacyjnie stawia Forda Escorta Mk I i Mk II. Te auta mają rozbudowaną homologację i ogromne możliwości rozbudowy i przeróbek do startów w IV grupie. Homologacyjnie Datsun 280Z jest okrojony i możliwości przeróbek są niewielkie, ale ratuje go duży silnik, wysoki moment obrotowy i spora moc.

 

Datsun 280Z

 

Paweł Wysocki ma też porównanie do Toyoty Corolli TE27 z 1971 roku. Corolla to taki japoński Escort. To podobne konstrukcje, jednak japońskie auto jest lżejsze. Datsun jest za to samochodem pancernym. We wszelkich rajdach wytrzymałościowych, długodystansowych, prym wiodą auta tej marki. Za nimi plasują się Porsche 911 i BMW 2002.

Na trzech gaźnikach

A co się stało z Datsunem? Auto kupił kolekcjoner z Wiednia, który postanowił, że obecny silnik postawi sobie na półce, „bo ładnie wygląda”, a włoży zbudowany przez siebie silnik na trzech podwójnych gaźnikach. I będzie startował w rajdach historycznych. Warto dodać, że ten kolekcjoner posiada już dwa Datsuny: seryjnego i wyścigowego, tylko na tor. Do kompletu brakowało mu rajdówki. Przy okazji: ma również rajdową Lancię Stratos i kilka zabytkowych formuł i wyścigowych motocykli.

Na koniec króciutko: Datsun poleci bokiem od ręki. Na Barbórce jechał nieraz i bez wysiłku. I pewno tak samo bezproblemowo zrobiłby beczkę na Karowej.

 

Fotografie: Rafał Andrzejewski

Poprzedni artykuł#fotostory: Ascetyczne Trondheim
Następny artykułWyścigowy gliniarz