Polonez ma ponad 40 lat i jak by się nie starał, to zaczyna łysieć, urósł mu brzuch, którego udaje, że nie zauważa, a jego własne dzieci już zaczynają się z niego podśmiewać.
3 maja 1978 roku uruchomiono produkcję tego auta. Stanowiło rozwinięcie dużego fiata, którego ubrano w modne wówczas nadwozie typu hatch back. FSO Polonez Borewicz został przygotowany przez Włochów na zlecenie peerelowskich władz partyjnych. Rozmowy na ten temat prowadzono już od 1972 roku. W efekcie przedstawili stronie polskiej coś co wyglądało jak nieudany projekt Lancii Delty, który im wpadł za szafę. I poszli na kawę i papierosa. Myśleli, że mają to z głowy. Bardzo się pomylili. Okazało się, że chcemy taki wóz produkować i do Włoch pojechała ekipa inżynierów z Fabryki Samochodów Osobowych.
Kiedy Włosi z Centro Stile Fiat dowiedzieli się, że wóz ma spełniać obecne i przyszłe normy zderzeniowe nie tylko europejskie, ale i amerykańskie, ze złością cisnęli niedopałki na ziemię i poszli na jeszcze dłuższą przerwę na kawę. Z kafeterii ponoć dobiegały niekończące się śmiechy. Z braku intelektualnej siły roboczej, wiele elementów nadwozia i wnętrza zaprojektował samotnie inżynier Zbigniew Watson.
Zielone światło premiera
Pozytywną opinię o gotowym prototypie wydał w 1976 roku premier Piotr Jaroszewicz. Kiedy już miała ruszyć seryjna produkcja, okazało się, że należy zmodernizować FSO – specjalnie na potrzeby Poloneza zbudowano więc automatyczną linię produkcyjną, powiększono spawalnię, a także zbudowano nową tłocznię.
![FSO Polonez Borewicz , fot. Michał Leśniewski](https://www.movend.us/wp-content/uploads/2019/04/IMG_7823-1024x675.jpg)
Poczynając od stycznia 1978 roku w ramach rozgrzewki montowano kilka sztuk dziennie. Do początku kwietnia powstało około 300 samochodów. Produkcja seryjna ruszyła 3 maja. A potem… Potem było jak u Barei. Po kilku tygodniach produkcję wstrzymano i ogłoszono remont hal FSO. Ponownie fabryka ruszyła w połowie sierpnia.
Pozostała jeszcze kwestia nazwy. Ogłoszono na nią plebiscyt w „Życiu Warszawy”. Wygrała nazwa wódki, co dobrze wróżyło nowemu samochodowi.
Porucznik Borewicz
Jeden z nowych wozów dostał porucznik Sławomir Borewicz, znany z serialu kryminalnego „07 zgłoś się”. Stąd też wzięła się potoczna nazwa tego wozu.
![FSO Polonez Borewicz fot. Michał Leśniewski](https://www.refuelmag.pl/wp-content/uploads/2019/04/IMG_4275-1024x625.jpg)
Dzisiaj nie można powiedzieć złego słowa na Poloneza, bo trzeba uważać na rzesze jego miłośników, choć niekoniecznie posiadaczy i niekoniecznie pełnoletnich. Zniszczą oni każdego kto napisze, że FSO Polonez Borewicz nie miał przyspieszenia, już przy 40 km/h sprawiał wrażenie, jakby się miał rozlecieć, silnik pochodził z epoki króla Ćwieczka, a plastiki skrzypiały i zostawały w rękach. I oczywiście rdza zajadała go tak szybko, że FSO nie nadążała z produkowaniem nowych elementów blacharskich, które i były nie do dostania. Możecie już cofnąć lajka.
Sąsiad moich rodziców miał służbowego białego Borysewicza. Pojechaliśmy kiedyś z nimi na wycieczkę za miasto. Tam sąsiad pokłócił się z żoną i zostawił ją w środku lasu. FSO Polonez Borewicz nie mógł być dobrym samochodem.
Ochy i achy
Jeśli jednak wczujemy się w tamte, peerelowskie realia, to rzeczywiście Polonez stanowił obiekt westchnień młodszych i starszych panów, za wyjątkiem tych, którzy już mieli z nim do czynienia. Jak na przykład wspomniany wyżej sąsiad. Jak tylko wrócił z delegacji, zaraz siadał za stołem i wyciągał flaszkę.
![FSO Polonez Borewicz, fot. Grażyna Rutowska/NAC](https://www.movend.us/wp-content/uploads/2019/04/PIC_40-S-11-6.jpg)
Mimo tego o Polonezie marzyło wielu. Znajdował się na wysokiej pozycji w hierarchii pożądanych aut. Tuż za Mirafiori, który był zaraz za Mercedesem, a ten za jakimkolwiek amerykańskim krążownikiem szos. Stanowił namiastkę lepszego świata, za którym tęsknił w PRL-u każdy. Oczywiście taniej niż kupić Poloneza było pójść do Pewexu i gapić się na dżinsy, lub na trójkątne szwajcarskie czekoladki Toblerone.
Kiedy jednak czar pryskał, wracało się do wiecznie zepsutej Syreny albo podrdzewiałego malucha, kombinując skąd wziąć kartki na mięso i na benzynę, żeby pojechać do mięsnego.
![FSO Polonez Borewicz, fot. Grażyna Rutowska/NAC](https://www.movend.us/wp-content/uploads/2019/04/PIC_40-M-2-6-1011x1024.jpg)
Zachód puka do drzwi
Jednak już w połowie lat 80. obraz niegdyś dumnego polskiego wozu blakł i zacierał się w pamięci. Ustępował na rzecz coraz częściej sprowadzanych z Zachodu passatów, audi czy oczywiście mercedesów. Na dodatek w Pewexie pojawiły się też nieznane, lecz ekstremalnie egzotyczne samochody japońskie. Ich lista pokrywa się niemal w całości ze spisem treści książki Zdzisława Podbielskiego pod tym samym tytułem. Najbogatsi, którzy robili fortuny balansując na granicy prawa, wozili się kosmicznymi autami, takimi jak C126 SEC.
A potem przyszły lata 90. i można było kupować auta w kontyngencie bezcłowym. I każdy kupił sobie Uno czy tam Favoritkę, a co bardziej obrotni lub majętni zachodni wóz z prawdziwego zdarzenia. FSO Polonez Borewicz poszedł w odstawkę, by wrócić po latach jako „klasyk”.
![FSO Polonez Borewicz, fot. Michał Leśniewski](https://www.movend.us/wp-content/uploads/2019/04/Obraz-372.jpg)